W poprzednim artykule opowiedziałem o tym, jakie są moim zdaniem największe wady pracy na etacie. Dziś skupimy się na nieco przyjemniejszym temacie. Jak może wyglądać życie bez pracy na etacie? Jakie są największe korzyści? Na te i podobne pytania postaram się odpowiedzieć.
Jak już wiesz z poprzedniego artykułu, pracowałem na etacie ok. 2,5 roku. Była to praca biurowa w branży IT. Generalnie nie miałem tam szczególnie na co narzekać, ale często zastanawiała mnie pewna myśl. Obok mojego biura znajdowała się dość ruchliwa miejska ulica. Gdy patrzyłem na nią zza szyby naszego biurowca, zastanawiałem się: czym zajmują się ci wszyscy ludzie na ulicach, że w samym środku dnia roboczego mają czas by załatwiać sprawy na mieście? 🙂
Teraz zdaję sobie sprawę, że znaczna część z nich ma po prostu taką pracę na etacie, która wiąże się z załatwianiem spraw na mieście 🙂 Wtedy jednak pomyślałem, że w sumie to im zazdroszczę. Sam chciałbym móc w środku dnia przejść się po ulicach i popatrzeć na tych wszystkich pracowników biurowych z tej właściwej strony okna 🙂 Jak się domyślasz, życie bez pracy na etacie to nie tylko rodzaj widoków, jakie oglądasz 🙂 Chodzi o coś więcej 🙂
Spis treści
Czas, czas oraz czas
Według mnie jest to pierwsza i najważniejsza rzecz, jaką zyskujemy radząc sobie prowadząc życie bez pracy na etacie. Bo przecież co nam przyjdzie z zarobionych pieniędzy, jeżeli nie będziemy mieli kiedy ich wydać? Ale gra toczy się nie tylko o nas. Zastanów się jak wygląda sytuacja małych dzieci w wielkim mieście, gdzie oboje rodzice zarabiają dużo pieniędzy pracując na dobrze płatnych i wymagających czasowo etatach.
Takie dziecko może i będzie mogło spełniać swoje materialne zachcianki. Może będzie miało w życiu dobry start finansowy, ale czy naprawdę tylko o to chodzi? Czy dziecko, które musi się bawić samo, albo z jakąś zupełnie obcą mu opiekunką może być szczęśliwe? Pewnie może, ale na pewno psychika dziecka spędzającego dużo czasu z obojgiem rodziców miałaby się lepiej, nie mówiąc już o wychowaniu.
Czy słyszałeś opowieści o rozwodach z powodu tego, że małżonkowie praktycznie nie mają czasu dla siebie nawzajem? Mijają się tylko w drzwiach? O ile lepszy byłby świat, gdyby choć 10 minut dziennie mogli spędzić na spokojnej rozmowie, dzieleniu własnymi troskami i radościami? Czy nie uważasz, że rozwiązałoby to znaczną ilość problemów i uratowało wiele małżeństw? Otóż te 10 minut, to tylko 2% tego, co spędzamy codziennie w pracy na etacie! Jakże cenna jest zatem możliwość poświęcania godziny, dwóch lub może ośmiu godzin dziennie swoim najbliższym?
Przechodząc już bardziej do konkretów, mam też na myśli możliwość planowania swojego czasu zarówno w skali mikro, jak i w skali makro. Ktoś chce się ze mną umówić na kawę w środku dnia? Nie ma problemu. A może studiujący znajomi wybierają się do kina na 10:00? Świetnie! Możliwość planowania najbliższych dni mając do dyspozycji praktycznie 24 godziny jest czymś nieporównywalnym z sytuacją, gdy wracamy z pracy o 17:00 a już o 23:00 musimy się szykować do spania, żeby sensownie przeżyć kolejny dzień. A przecież w ciągu tych 6 godzin trzeba załatwić wszelkie sprawy niezwiązane z pracą, zająć się najbliższymi, zjeść itp… A gdy ktoś ma jeszcze jakieś hobby, to planowanie czegoś dodatkowego zaczyna stawać się powoli mission impossible.
Teraz, gdy spotykam się ze znajomymi w środku tygodnia na planszówki, to nigdy nie jestem tą osobą, która pierwsza wstaje mówiąc „Przepraszam, muszę już iść, bo jutro mam na 8:00 do roboty”. Nie znaczy to oczywiście, że ja następnego dnia zbijam bąki. Znaczy to tyle, że mogę zacząć pracę przy własnych projektach o 10:00 lub o 12:00. Mam przy tym prawo decydować, czy ważniejsze są dla mnie 2 godziny spędzone z przyjaciółmi, czy rezygnacja z 2 godzin spędzonych nad własnym projektem. A może po prostu spędzenie tych 2 godzin na pracy w mniej standardowych godzinach.
Mówiąc o skali makro, mam na myśli na przykład sytuację, w której przyjaciel dzwoni do mnie i zaprasza na spontaniczny wyjazd w góry w przyszłym tygodniu. Gdy druga połówka chce zaplanować Sylwestra nie wiedząc dokładnie kiedy dostanie urlop. Gdy za rok szykuje się ciekawy zagraniczny wyjazd na miesiąc na wolontariat. W każdym z tych przypadków, jeżeli nie mam jeszcze nic zaplanowanego, problem praktycznie nie istnieje. Zawsze bowiem mogę być tą osobą, która powie „Ustalcie termin, a ja się dostosuję” 🙂
Jeżeli coś już natomiast jest wpisane w moim kalendarzu – dziwnym trafem okazuje się, że to ja sam z własnej woli to tam wpisałem. Bardzo często jestem więc w stanie to przełożyć, lub zrezygnować z tego, na czym mniej mi zależy. Nawet prowadząc własną firmę niezatrudniającą żadnych pracowników miałem sytuację, w której dowiedziałem się, że za pół roku będę musiał (a raczej chciał!) spędzić miesiąc za granicą. Bez większego problemu przez te kilka miesięcy opracowałem plan i podjąłem takie działania, aby przez miesiąc firma działała w nieco inny sposób.
Możliwość testowania różnych rozwiązań
Jak się pewnie domyślasz, jestem zwolennikiem poszukiwania alternatywnych i optymalnych dla mnie źródeł zarobku. Nie jest łatwo znaleźć takie źródła bez poświęcenia każdemu z nich pewnej ilości czasu. Miałem w życiu różne pomysły na zarobek, ale większość z nich zakotwiczyła gdzieś w głębokich otchłaniach mego umysłu i nigdy nie wyszła na powierzchnię. Jeżeli przeczytałeś poprzedni punkt, to zapewne wiesz co uważam za największy zysk jaki daje życie bez pracy na etacie – jest to czas. Teraz, gdy jakiś pomysł wpada mi do głowy, mam więcej czasu, aby zbadać temat, zasięgnąć opinii. Czasem może podszkolić się w temacie, albo po prostu zacząć próbować tego na własnej skórze!
Nie wszystkie takie próby kończyły się korzyścią finansową, ale nawet jeśli tak nie było, to uważam, że warto było poświęcić czas, aby dowiedzieć się, że jakiś temat w moim konkretnym przypadku nie działa tak, jak bym tego oczekiwał. Obecnie niektóre z pomysłów aktywnie wykorzystuję, inne czekają na spokojniejszy czas, aby się nimi zająć. Jeszcze inne czekają na ewentualną zmianę przepisów prawa, lub na kogoś, kto zechce ruszyć projekt razem ze mną. Tak czy inaczej zgadzam się ze stwierdzeniem Alberta Einsteina, że szaleństwem jest robienie ciągle tego samego i oczekiwanie innych rezultatów. Elastyczność czasowa, jaką daje życie bez pracy na etacie, daje możliwość testowania działań innych niż standardowe. Daje to prawo oczekiwania coraz lepszych rezultatów 🙂
Możliwość korzystania z najlepszych godzin na robienie pewnych rzeczy
Być może zabrzmi to jak drobnostka, ale ja bardzo to doceniam… Zastanów się ile czasu poświęcasz na przebijanie się przez poranne korki jadąc do pracy. Teraz pomnóż to przez dwa, ponieważ z pracy musisz jeszcze wrócić – oczywiście podczas popołudniowego szczytu. Zauważ, że tracimy mnóstwo czasu i pieniędzy jedynie z tego powodu, że musimy robić pewne rzeczy dokładnie w momencie, w którym wszyscy inni akurat też chcą to robić. Przyjmijmy, że dojazd do pracy zajmie nam w godzinach szczytu 30 minut zamiast 20 min o normalnej porze. Licząc 10 takich przejazdów tygodniowo – tracimy w ciągu tygodnia aż 100 minut, czyli prawie 2 godziny! W roku 2019 będziemy mieć 251 dni roboczych. Odejmijmy od tego 26 dni urlopu i przemnóżmy przez 20 minut tracone codziennie w korkach.
Tak jest! W przyszłym roku masz szansę stracić 4.500 minut, czyli 75 godzin. Są to PONAD 3 DOBY straty tylko i wyłącznie na tym, że wsiadasz do swego samochodu o nieoptymalnej porze. Ja wolę na te 3 dni pojechać w góry 🙂 Żeby było jeszcze ciekawiej – przyjmijmy, że stojąc w korku nasz samochód spala 1 litr benzyny w ciągu godziny. W sumie rocznie jest to więc 75 litrów, za które płacimy ponad 375 zł. W sam raz na wspomniane 3 dni w górach 🙂 Na samym omijaniu korków zyskujemy więc i czas i pieniądze na miło spędzony weekend raz w roku. A wszystko to tylko przy 10 minutach mniej na jednym przejeździe!
Oczywiście nie chodzi mi tu tylko o korki. Można znaleźć na to inne przykłady. W pierwszej chwili przychodzi mi na myśl basen oraz treningi squasha, na które uczęszczam. Na pewno bez trudu znajdziesz u siebie podobne sprawy do optymalizacji (kina, siłownie?).
Moją ulubioną porą wchodzenia na basen jest 16:10, albo okolice godzin południowych. Dlaczego? Ceny wejść zależą od godziny, w której przechodzimy przez bramkę. Po 16:15 jest to 15 zł, a przed 16:15 już tylko 11 zł. Pracując na etacie, musiałbym kończyć najpóźniej o 15:30, żeby z tego skorzystać. W moim przypadku było to akurat niemożliwe do wykonania. Niby są to głupie 4 zł, ale w skali roku (50 wejść po 1,5 h) mamy już 300 zł oszczędności. Poza tym przecież wszyscy chodzą na basen wieczorami, przez co tory są przeładowane ludźmi. Idąc tam w typowych godzinach pracy etatowców mamy niższy koszt i dużo wyższą jakość pobytu 🙂
Podobnie treningi squasha – odbywam je w dwuosobowej grupie, w cenie grupy 3-osobowej. Różnica w jakości takich treningów jest znacząca. Zniżka oczywiście jest udzielona z powodu pory, w jakiej trening się odbywa. Jest to godzina 11:30, czyli pora, gdy i tak nie ma praktycznie żadnego obłożenia kortów. Na optymalizacji godzin wykonywania pewnych czynności korzystają wszyscy. Niestety tylko nieliczni mają wybór o jakiej porze mogą się daną rzeczą zająć.
Brak górnej granicy zarobków
Pomyśl o tym ile w tej chwili zarabiasz pracując na etacie. Czy ta kwota Cię zadowala? No dobra… to ile zarabia w takim razie Twój szef? Pewnie trochę więcej, ale czy ta kwota by Cię już w 100% zadowalała? W niektórych branżach pewnie tak, ale jeśli tak jest, to pewnie musiałbyś być niezłym specjalistą w pewnej dziedzinie… A gdy jest się dobrym specjalistą, to stajesz się osobą nie do zastąpienia. Sprawia to, że Twoje godziny pracy mogą się radykalnie zmienić – domyślasz się w jakim kierunku 😉
Zapewniam Cię, że istnieją sposoby na zarabianie pieniędzy, w których nie istnieje górny limit Twoich zarobków. Na etacie tym górnym limitem jest kwota, za którą znalazłaby się inna osoba, która wykonywałaby pracę, którą Ty obecnie wykonujesz. Z tego też powodu nie jest łatwo przekroczyć pewien próg robiąc rzeczy typowe. Odnajdując własny, odpowiednio dobry sposób na zarabianie pieniędzy, tak naprawdę nic nie ogranicza Twoich zarobków. Jest to jedynie Twoja wyobraźnia, wiara w siebie i stopień skalowalności rozwiązania, które wybrałeś.
Większa motywacja do efektywnego działania
Na etacie doświadczyłem tego, że nie ważne jak dobrą lub jak złą pracę bym wykonał, to i tak moje zarobki w danym miesiącu były identyczne. Na pewno są firmy, w którym istnieje pewien system premiujący pracę bardziej efektywną i lepszą jakościowo. Często jednak te systemy nie są do końca sprawiedliwe czy też atrakcyjne. Inaczej ma się sytuacja w wypadku przedsięwzięcia, w którym to Ty w 100% jesteś swoim własnym szefem. To od Ciebie zależy jak wielkie ryzyko chcesz podjąć. To od Ciebie zależy ile godzin dziennie chcesz pracować i ile środków w to zainwestować. A przede wszystkim to Ty wybierasz sposób działania, który Twoim zdaniem będzie najbardziej optymalny. Taki, który połączy wszystkie te wymienione elementy w jedną, najlepszą dla Ciebie całość.
Tak ustalony przez siebie samego system pracy daje automatycznie większą motywację do jego realizacji. Ileż to razy nie zgadzałeś się z własnym szefem odnośnie sposobu wykonania jakiegoś zadania? Albo, co gorsze, miałeś wątpliwości odnośnie sensu jego wykonywania? Żadne zadanie bezsensowne w oczach jego wykonawcy nie wiąże się z odpowiednio silną motywacją do wykonania go w odpowiedni sposób. Gdy wszelkie zadania, których się podejmujemy, sami sobie narzuciliśmy, to o ileż efektywniejsze będzie zatem ich wykonanie? Nie wspominając już o rzeczy podstawowej, czyli o przyjemności, z jaką będziemy wtedy to zadanie wykonywać.
Praca wyłącznie na własne konto
Nie wiem jak Ty, ale ja pracując na etacie miałem dziwne uczucie. Nazwałbym je jakimś łagodniejszym odpowiednikiem marnowania czasu i własnych zasobów 😉 Jaką będę miał korzyść z opracowania odrobinę lepszego produktu dla klienta lub z dodatkowej godziny spędzonej na jakimś extra zadaniu? W najlepszym wypadku będzie to parę złotych premii lub dobre słowo od szefa. W najgorszym zaś okrągłe zero, albo i dodatkowa ilość bezpłatnie wykonywanej pracy w przyszłości.
Ciekawe jest również uświadomienie sobie co zyskujemy na dłuższą metę pracując w danym miejscu, patrząc z perspektywy dnia, w którym rozstaniemy się z firmą. Otóż po naszej pracy zostanie może i dobre wrażenie, a może jakieś nasze dodatkowe umiejętności. Finansowo jednak raczej pozostaje po tych wielu latach okrągłe zero! Firmy nie mają bowiem w zwyczaju opłacanie kogoś za pracę, która została już wykonana w przeszłości 😉
Tymczasem jest wiele sposobów pracy na własny rachunek, którą można wykonać w taki sposób, aby przynosiła nam dochody również po zakończeniu działań z nią związanych. Będzie o nich oczywiście mowa w kolejnych artykułach. Pracując w taki sposób mam świadomość, że to co zrobię, będzie dla mnie procentowało przez długi okres. Czuję, że po prostu piszę swoją własną historię, którą będę mógł potem opowiadać innym ludziom. W dodatku historia ta prowadzi mnie powoli krok po kroku do coraz większej satysfakcji oraz wolności finansowej i czasowej.
Nie ma tutaj działań bezsensownych. Nawet przetestowanie rozwiązania, które ostatecznie nie przynosi mi dochodów, jest krokiem naprzód. Zwiększa bowiem moje doświadczenia i ukierunkowuje działania w najbardziej odpowiednią ze stron.
Poza tym po mniej lub bardziej dogłębnym sprawdzeniu kilkunastu sposobów, zawsze znajdzie się kilka, które okażą się dochodowe i odpowiednie na danym etapie życia. Do innych, które lądują w przysłowiowej „szufladzie”, być może będzie jeszcze okazja powrócić w przyszłości. Sednem jest jednak to, że wszystkie efekty takiej pracy pozostają w 100% moją osobistą własnością. Nie muszę dzielić się nimi ze współpracownikami, a w szczególności z szefem, który w każdej chwili ma władzę aby zaprzestać współpracy ze mną. Nie zapominaj, że im więcej zarabiasz, tym większe jest prawdopodobieństwo znalezienia na Twoje miejsce kogoś z niższymi wymaganiami finansowymi. A wtedy cała Twoja praca i jej efekty pozostają własnością Twego szefa 😉
Możliwość wyboru współpracowników
Mój kolega powiedział ostatnio, że ogromna większość naszych poglądów, naszej energii życiowej i generalnie tego, kim jesteśmy – jest średnią z 5 osób, z którymi spędzamy najwięcej czasu. Bardzo ważne, że nie chodzi tu o 5 osób, które najbardziej lubimy, z którymi najbardziej chcemy przebywać, które są dla nas największymi autorytetami… Chodzi dokładnie o 5 osób, z którymi spędzamy najwięcej czasu!
Okazuje się tymczasem, że zazwyczaj najwięcej czasu spędzamy z ludźmi, z którymi pracujemy. Środowisko jest czymś, co w największym stopniu kształtuje nas samych. Mówi się, że ludzie biedni i bogaci nie różnią się od siebie niczym innym, jak tylko sposobem myślenia. Przy tym biedni bazują na opiniach innych ludzi, a bogaci na twardych faktach. Biedni czerpią informacje z telewizji, a bogaci poprzez kontakty z innymi ludźmi, którzy sami już odnieśli sukces.
Obie grupy natomiast łączy jedno – kształtuje ich środowisko, w którym sami się znajdują. Całe sedno w tym, aby środowisko, w którym się znajdujemy, było odpowiednie. Jak mamy się nauczyć przedsiębiorczości przebywając z ludźmi, którzy nigdy nie próbowali wyjść ze swojej strefy komfortu, jaką daje im wygodna i ciepła posadka na etacie? W takim środowisku będziemy pewnie postrzegani jako jacyś dziwacy, lub przynajmniej niepoprawni optymiści. Są tymczasem miejsca, gdzie można spotkać i poznać innych ludzi, którzy nie bali się wziąć własnego życia za rogi i obecnie znajdują się na zupełnie innym etapie własnego rozwoju zawodowego i finansowego.
Prowadząc życie bez pracy na etacie mamy zatem możliwość decydowania w jakie projekty wkładamy ręce. Za każdym projektem kryją się natomiast jacyś ludzie. W związku z tym to my mamy prawo zdecydować z jakimi ludźmi chcemy współpracować i z kim spędzać najwięcej czasu. Jedną z alternatyw jest również podejście Aleksandra Doby, który przepłynął samotnie Atlantyk kajakiem. Na pytanie, czy nie czuł się wtedy samotny, odpowiedział, że cały czas przebywał przecież z człowiekiem, którego bardzo ale to bardzo lubi – czyli z samym sobą 🙂
Czasem już przebywanie tylko z samym sobą będzie lepsze, niż z naszymi niektórymi dotychczasowymi współpracownikami, aczkolwiek wierzę, że na drodze pracy na własny rachunek bardzo łatwo spotkasz inspirujących ludzi, którzy swoim optymizmem i sposobem myślenia będą Cię ciągnąć za sobą.
Jeśli uważasz ten artykuł za wartościowy i chciałbyś mnie wesprzeć, możesz postawić mi kawę 😉
W kolejnych artykułach będę opisywał konkretne sposoby na wygenerowanie dodatkowych dochodów, a w konsekwencji życie bez pracy na etacie 🙂 Jeśli chcesz być informowany o nowych artykułach, zapraszam Cię do zapisu na newslettera:
Tutaj mógłbym jeszcze dodać (jako 8 korzyść życia bez etatu oraz jako 8 minus pracy na etacie) jedną rzecz – wstawanie rano. Niestety pewna część osób w społeczeństwie jest tzw. sową, lub typem pośrednim bliskim sowy (jak np ja), czyli osobą która ma przesunięty rytm dnia w kierunku bardziej nocnym czy wieczornym. Niestety, pracując na etacie, ciężko jest o godziny pracy które by odpowiadały takiej osobie, aby można się było wyspać i obudzić się wypoczętym. Chyba, że pracuje się w barze, wtedy zaczynamy pracę około południa lub po południu, ale kosztem tego że wieczorem też się jest w pracy.
Plusem życia bez etatu jest moim zdaniem możliwość budzenia się bez budzika. Alternatywnie – budzenie się o wybranej przez siebie godzinie. Ja jako freelancer (chociaż już powinienem dodać – były freelancer, bo kończę robić zlecenia i zakładam własny biznes niedługo) bardzo ceniłem to, że budzę się wypoczęty i sam wybieram godzinę o której wstanę. Jak się pracuje w IT (np jako programista) jest to bardzo ważne, wtedy produktywność jest tak naprawdę dużo większa, kiedy jest się wypoczętym. Dodatkowo – budzenie się wtedy, kiedy się wyspało jest dużo lepsze dla naszego zdrowia, niż gdy budzik zrywa nas półsennych z łóżka o 6 czy o 7.