Celem większości młodych ludzi jest ukończenie studiów i dobra praca na etacie. Większość ma tu na myśli ciepłą i komfortową posadkę na etacie. Jest to pierwsze rozwiązanie, które przychodzi do głowy, a przy tym komfortowe i wygodne. Czy aby na pewno? W tym artykule przedstawiam 7 powodów dla których mam dość pracy na etacie.
Ja swój pierwszy etat rozpocząłem tuż przed piątym rokiem studiów. Praca na etacie w firmie IT, młody, perspektywiczny zespół itd… Z pozoru wszystko, co sprawia, że młody człowiek może czuć się tu spełniony. Gdy jednak siedziałem przy swoim biurku i wpatrywałem się w monitor rozpoczynając pierwsze wewnętrzne szkolenia, już wtedy jakiś wewnętrzny głos podpowiadał mi: „Co Ty tu, u diabła, robisz? Po co Ci to wszystko?” W głowie miałem jeszcze dopiero co zakończone wakacje, masę wspomnień z wyjazdów. Obok tego natomiast świadomość, że od teraz każdego dnia będę MUSIAŁ siedzieć w tym miejscu. Miejscu, które na ten moment wydaje mi się tak obce i z którym zupełnie się nie utożsamiam.
Tak! To był ten moment! Dokładnie pierwszego dnia pracy na etacie stwierdziłem, że udało mi się postawić pewien milowy krok w życiu, czyli zdobyłem pracę. Teraz na horyzoncie następna misja – sprawić, żebym za jakiś czas już nie MUSIAŁ tu dzień w dzień przychodzić 🙂
Daleki jestem od stwierdzenia, że czas przepracowany na etacie był czasem złym, zmarnowanym i smutnym. Owszem, zdarzały się chwile ciekawe, miłe i bardzo satysfakcjonujące. Jednak przez kolejne 2,5 roku pracy nie przebiły się na tyle mocno, aby wyrzucić ze mnie dążenie do założonego celu. Dlaczego tak się działo i dlaczego mam dość pracy na etacie? Na te pytania odpowiem w dzisiejszym wpisie.
Spis treści
Brak elastyczności czasowej
Pierwsza i chyba największa wada etatu – brak możliwości planowania własnego czasu w taki sposób, w jaki byśmy chcieli. Nie mówię tu o możliwości zadecydowania czy wolimy pracować od 7:00 do 15:00, czy od 9:00 do 17:00 lub może od 8:00 do 17:00 z godzinną przerwą na lunch. Choć nawet i takiego wyboru czasem w pracy na etacie nie ma. Mówię raczej o tym:
Czy masz czasem sytuacje, w których znajomy pisze do Ciebie: „Słuchaj! Jadę pojutrze w Bieszczady na 3 dni, spontaniczny wypad, dawaj ze mną!”…? Gdybym miał być szczery, musiałbym odpowiedzieć znajomemu: „Super! Sam nawet o tym myślałem i strasznie się cieszę, że właśnie mi to zaproponowałeś… Niestety muszę siedzieć w tym czasie przed komputerem pijąc herbatę i pilnując czy moi klienci, których nie lubię, otrzymają dobry produkt z którym się nie utożsamiam, bo inaczej mój szef, który nie jest dla mnie żadną bliską osobą, będzie miał nerwowy dzień… No i wtedy też nie zarobię pieniędzy, które kiedyś… może… będę mógł wydać na świetny wyjazd z Tobą w Bieszczady”.
Albo czy nie marzysz o pełnej przygód podróży dookoła świata? Albo chociaż o jednomiesięcznej wycieczce na stopa? No dobra… Ja po odejściu z etatu nie pojechałem w żadną z tych podróży… No to na przykład o wyjeździe na pasjonujący wolontariat, albo po prostu kilku w roku dłuższych wyjazdach na narty/żagle/pod namioty/na zwiedzanie… Na etacie trudno raczej liczyć na to, że szef dostosuje plan urlopowy pod nas. O ile w ogóle ilość urlopu do wykorzystania jest wystarczająca! Dla mnie nigdy nie była 😉
Po prostu ludzie z pasją potrzebują czasu na robienie tego, co ich pasjonuje. Sądzę że ogólnie w życiu łatwiej jest zdobyć pieniądze na wykonywanie swoich pasji, niż zdobyć na to czas, gdy sprawy zajdą za daleko 😉 A znając życie zazwyczaj najciekawsza propozycja wyjazdu czy pomysł będzie kolidować z terminem wdrożenia ważnego projektu, do którego Twoja obecność jest niezbędna.
Permanentny brak czasu
Ten, kto nigdy nie pracował na etacie full-time, pewnie nie zdaje sobie sprawy z tego, jak jest to problematyczne. Spójrz na godziny pracy wszelkich urzędów. Czy nie jest tak, że pokrywają się one całkowicie lub prawie całkowicie z przeciętnymi godzinami pracy na etacie? Kiedy zatem załatwić sprawy urzędowe, skoro można to zrobić jedynie w czasie własnej pracy?
Jeśli mamy wyrozumiałego szefa lub odpowiednio elastyczny grafik, to po prostu wychodzimy z pracy, a brakującą godzinę odrabiamy zostając pewnego dnia godzinę dłużej. A kiedy zrobić większe zakupy? Kiedy pójść do fryzjera, który też często jest czynny w podobnych godzinach? Kiedy wpuścić pracownika Spółdzielni na kontrolę instalacji gazowej w naszym mieszkaniu? Zawsze można każdą sobotę przeznaczać na załatwianie swoich spraw, ale czy naprawdę na takiej organizacji czasu Ci zależy?
Wynagrodzenie w niewielkim stopniu zależne od wyników
W normalnej sytuacji każdy zgodzi się, że za pracę należy się odpowiednia nagroda. Być może w niektórych firmach nagroda ta jest odpowiednia, aczkolwiek sądzę, że bardzo trudne byłoby ustalenie obiektywnie sprawiedliwego wynagrodzenia.
Wiem, że są firmy, gdzie na podwyżkę można liczyć co 2-3 miesiące, ale ja osobiście doświadczyłem nieco innego systemu. Na podwyżkę pracownik mógł liczyć tylko raz w roku – na przełomie lat kalendarzowych. Podwyżki wahały się od ok. 8 do ok. 15%. Ja niestety rozpocząłem pracę we wrześniu. W grudniu więc usłyszałem, że na ewentualną podwyżkę mam szanse dopiero na koniec roku przyszłego. Oczywiście poza tym ja mam dopiero umowę zlecenie, a do podwyżki potrzeba mieć umowę o pracę 😉 Muszę przy tym oczywiście uczciwie zaznaczyć, że pewnie po prostu miałem pecha – trafiłem na słabą firmę pod tym względem. Teraz pewnie uciekałbym stamtąd gdzie indziej, ale z drugiej strony przecież ostatecznie nie to było moim celem 😉
Oprócz sposobu ustalania wynagrodzenia w pracy na etacie dużo bardziej uderzało mnie coś innego. Zdarzały się okresy w firmie, kiedy bywał przestój z ilością obsługiwanych projektów. Raz było ich za mało, raz za dużo, a czasem po prostu pomiędzy zakończeniem jednego projektu, a rozpoczęciem drugiego była przerwa. Normalna sprawa, ale co się robiło podczas takich okresów przestoju w firmie? Oczywiście oficjalnie było się przydzielanym do jakichś wewnętrznych projektów, choć i to nie zawsze… Zawsze natomiast trzeba było wpisać w wewnętrznym rejestrze każdą godzinę pracy i opisać co podczas niej się wykonywało.
Nie wiem jak wiele masz w sobie uczciwości i samozaparcia, ale zadaj sobie pytanie o Twoje postępowanie w przypadku, gdy przychodzisz przez 3 miesiące dzień w dzień do pracy, w której nie otrzymujesz ani jednego polecenia do wykonania, a w dodatku masz nieograniczony dostęp do internetu i nikt Ci nie patrzy w monitor? Ja na przykład m.in. słuchałem wtedy podcastów, z których jeden stał się dla mnie przełomowy, bo podsunął pewien pomysł na biznes. To właśnie dzięki niemu później odszedłem z etatu…
I teraz najciekawsze – za te 3 miesiące czytania blogów podróżniczych, słuchania podcastów, robienia własnych projektów itp. otrzymywałem oczywiście dokładnie taką samą pensję, jak podczas następującej potem ciężkiej, wymagającej i stresującej nieraz pracy dla klienta. Wiem, że po prostu tak musi być i już, że nie ma na to lepszego rozwiązania… Ale ja nie jestem od tego, żeby szukać rozwiązań. Chcę tylko pokazać jak idiotyczna czasem jest praca na etacie.
Brak motywacji
Zastanów się teraz proszę jak w takiej lub podobnej sytuacji wychowywani są pracownicy. Co im się wtedy najbardziej opłaca? Jeśli ktoś jest pasjonatą tematu, którym akurat w pracy się zajmuje, albo bardzo zależy mu na dobrym wpisie w CV, być może ten punkt nie odnosi się do niego. Ja akurat przychodziłem do pracy głównie dla pieniędzy i rozwoju. Nie zawsze chodziło tu o rozwój w dziedzinie, w której akurat pracowałem 🙂 Ostatecznie więc takie 3 miesiące płatnej laby wspominam całkiem nieźle 😉 Oczywiście ciężkie 3 miesiące stresującej pracy dla klienta również były ciekawym doświadczeniem. Jednak ludzie ze swojej natury są leniwi i lubią poświęcać swój czas na to, na co mają ochotę… A jeżeli za oba okresy dostaną dokładnie takie samo wynagrodzenie? A może i nawet taką samą podwyżkę na koniec roku?
Ja po przepracowanym pewnym okresie i zauważeniu pewnych mechanizmów doszedłem do smutnego wniosku. Mówił on, że ta konkretna praca na etacie jest miejscem, w którym nie warto się przemęczać. Może gdyby moje wynagrodzenie było uzależnione od wyników? Albo gdybym miał choć minimalny udział w zyskach całej firmy? Na pewno wtedy bardziej odczuwałbym w praktyce słowa, którymi przywitano mnie w firmie – „Witamy na pokładzie”. W układzie, w którym się znalazłem nie czułem się szczególnie zmotywowany do dbania o jak najlepszy kurs tego okrętu. Bo przecież co bym z tego miał?
Poczucie tkwienia w tym samym miejscu
Czy wiesz czym jest dochód pasywny? To taka sytuacja, w której raz wykonana praca przynosi Ci stałe dochody niezależnie od tego, czy nadal ją będziesz wykonywać, czy też nie. Krótko mówiąc – praca na etacie daje dokładnie 0,00 zł dochodu pasywnego. Nie liczę tu ewentualnych odsetek z lokat bankowych, które z resztą zaledwie pokrywają straty spowodowane inflacją. Praca na etacie polega na zamianie własnego czasu na pieniądze. Ale co zostanie nam gdy odejdziemy z tej pracy? Czy będziemy mogli powiedzieć, że coś zbudowaliśmy? Że doszliśmy do czegoś, co teraz jest nasze?
Według mnie nic bardziej mylnego! Po zakończeniu tej żmudnej często i męczącej pracy, to, co po niej otrzymamy, to okrągłe zero. Nadal będziemy musieli robić dokładnie to samo, czyli zamieniać swój czas na pieniądze. Tyle tylko, że w innej firmie, może w ciekawszej formie, lub w bardziej efektywny sposób. Natomiast co do sposobu funkcjonowania zupełnie nic się nie zmieni. Po zakończeniu pracy jesteśmy dokładnie w tym samym punkcie wyjścia, co przed jej rozpoczęciem.
Praca na rachunek kogoś innego
Czy znasz osobiście właściciela firmy w której pracujesz? Wiąże Cię z nim jakaś relacja osobista? Czy jest coś, co sprawia, że zależy Ci na jego sukcesie? Mój jedyny kontakt z właścicielem firmy, w której pracowałem (przez 2,5 roku pracy!) miał miejsce w następującej sytuacji: Była 16:30. Kończyłem pracę o 17:00, a potem miałem zamiar wrócić na chwilę do domu. Tam szybko zjeść i iść na 18:00 na próbę z grupą, w której realizowałem swoje prawdziwe pasje. Pojawił się pewien problem w bazie danych klienta, który próbowałem rozwiązać. Musiałem to zrobić, gdyż osoba odpowiedzialna za ten projekt była akurat w delegacji. W rozmowie z tą osobą dałem jej do zrozumienia, że nie mogę dziś zostać, aby spróbować rozwiązać ten problem. Wymagało to bowiem ok. 2h dodatkowego czasu.
Po kilku chwilach telefon zadzwonił ponownie – kolega odpowiedzialny za projekt przekazał mi, że rozmawiał z właścicielem firmy i on akceptuje, że właśnie kończy się mój czas pracy, ale jeśli chcę wyjść o normalnej godzinie, to on chce wiedzieć jaki jest powód dla którego nie mogę zostać po godzinach… Oczywiście wycofałem się z tego pomysłu, bo czułem, że mógłby to być ostatni mój dzień w tej firmie… Jak się domyślasz, ta sytuacja wcale nie podniosła mojej motywacji, a wręcz przeciwnie 😉 Oczywiście nie krytykuję tu też tego właściciela – pewnie sytuacja była dla niego ważna, a z pozycji na jaką pracował przez lata miał prawo rozwiązać sytuację w ten sposób. Po prostu chcę zaznaczyć, że pracując na etacie godzimy się na rolę taką a nie inną w stosunku do szefa, który zawsze gdzieś tam na etacie istnieje 😉 Tak czy siak ta sytuacja utwierdziła mnie w przekonaniu, że mam dość pracy dla kogoś innego.
Podczas pracy na etacie wiele razy czytałem historie ludzi, którzy robią w życiu coś ciekawego. Podróżują na stopa, prowadzą własne projekty, budują coś własnego, przeżywają przygody… A co ja przeżywam w pracy? Cokolwiek (lub prawie cokolwiek) bym w niej nie zrobił, nadal będzie to część historii firmy w której jestem, a nie mojej osobistej historii. Pracuję tu na ciekawą historię jakiejś firmy, historię właściciela, którego najczęściej nawet nie znam i na jego osobisty sukces, a nie na swoją osobistą ciekawą historię i przygodę.
Nie buduję niczego dla siebie, ponieważ po odejściu z firmy natychmiast odejdzie do jej właściciela wszystko to, co w tej firmie zrobiłem. Jedyne, co pozostanie dla mnie, to pieniądze… Ale czy pieniądze i ich zarabianie są sensem życia? Po jakimś czasie wolałbym opowiedzieć swoim dzieciom o jakichś etapach mego życia, jakimś wzrastaniu, jakimś budowaniu własnej historii i ciekawych przygodach z tym związanych. I nie chciałbym, żeby była to opowieść tylko o kolejnych klientach i kilku podwyżkach.
Niskie możliwości sprawdzenia innych pomysłów na życie
Siłą rzeczy pracując regularnie 8 h na dobę, niewiele czasu zostaje już do naszej dyspozycji. Spora część energii życiowej również jest podczas tych 8 godzin wysysana. Raczej niewiele osób ma jeszcze tyle samozaparcia i dyscypliny, żeby równolegle do etatu próbować jeszcze stworzyć jakiś własny biznes. Z resztą gdzie wtedy czas na przyjaciół i na rozwijanie własnych pasji? Do tego zaryzykuję stwierdzenie, że im dłuższa praca na etacie, tym bardziej wsiąka się w pewnego rodzaju spiralę. Nazwałbym ją spiralą własnych zarobków (a raczej związanych z nimi wydatków) albo spiralą coraz większej strefy komfortu. Im więcej pieniędzy daje nam praca na etacie, tym trudniej nam z niej zrezygnować, ponieważ z większymi zarobkami wiąże się zazwyczaj stopniowe zwiększanie comiesięcznych wydatków.
Poza tym w ogóle trudno byłoby podjąć decyzję o odejściu z etatu, z którego np. zarabia się 8 tys. zł, bo trudno szybko znaleźć inny sposób pozwalający na zarabianie 8 tys. zł miesięcznie. Patrząc z tej strony, dopóki zarabia się na etacie mało, dopóty łatwiej jest podjąć decyzję o poszukiwaniu własnej, często lepszej, drogi. Im wyższe zarobki, tym zazwyczaj lepszy komfort życia (przynajmniej pozornie – ze względu na brak czasu!), większe zobowiązania finansowe i w związku z tym coraz większy wysiłek związany z decyzją o zmianie, o wyjściu z własnej strefy komfortu.
A czy Ty uważasz swoje życie za szczęśliwe pracując na etacie? Czy nie jesteś przypadkiem niewolnikiem etatu? Niech każdy odpowie już sobie na to pytanie samodzielnie…
Jeśli uważasz ten artykuł za wartościowy i chcesz mnie wesprzeć, możesz postawić mi kawę 😉
W kolejnym artykule spojrzymy na sprawę bardziej pozytywnie i skupimy się na korzyściach życia bez etatu 🙂 Jeśli chcesz być informowany o nowych artykułach, zapraszam Cię do zapisu na newslettera:
Prawdziwe 🙂
Jestem 4 miesiące w korpo i cały czas próbuję ogarną paradoks załatwienia czegokolwiek, skoro wszystko jest czynne w godzinach mojej pracy.
Ciekawy artykuł. Podpisuje się pod twoimi przemyśleniami i spostrzeżeniami obiema rękami.
Po ponad 10 latach pracy na strefie, po próbie pracy za granicą (bo tam lepiej) później była budowlanka i znowu strefa. Mam dość. Do pracy chodzę bo muszę. W robocie dzień w dzień coś nie tak. Choćby było super to i tak zawsze jest coś do czego można się doczepić. Zawsze znajdzie się coś na podstawie czego „można” nie otrzymać podwyżki. I ta wieczna monotonność.
Mam dość zasuwania na czyjeś marzenia.
Pozdrawiam
Hej, pisze ten komentarz, poniewaz tez jestem „wiezniarka” etatu. Z tym ze konczac studia z kierunku bardzo ogolnego jakim byly miedzynarodowe stostunki gospodarcze na UE w Lodzi, trudno bylo sie wykazac jakas konkretna znajomoscia i byciem specjalista w danej dziedzinie. Po dlugich poszukiwaniach rozwojowej pracy w tymze samym miescie trafilam na „rzetelna” firme placaca dosc dobre pieniadze niekoniecznie w legalnym stylu, gdyz premie byly wyplacane pod tzw. „stolem” a zysk jaki odnosili pracownicy z kolejnych lat nie koniecznie wliczal im sie do renty. Po batalii z szefem, postanowilam sprawdzic swoich sil u sasiada, czyli w sasiadujacym kraju zachodnim. Dzieki mojej pasji do jezykow moglam znalezc w miare szybko prace, ktora byla ok. Niestety system pozostawia tutaj rowniez wiele do zyczenia, gdyz pracuje sie po 10h na dobe, dojazdy do pracy to jakis koszmar, bo zajmuja czasem 2 godziny (shit!). Czyli reasumujac jestes 12 h poza domem. Gdzie tu czas na pielegnowanie socjalnych kontaktow, poznawanie nowych ludzi, doskonalenie siebie, czas na relax, ruch, oddanie sie pasji… juz nie wspominajac o pojsciu do lekarza, czy do urzedu. To jest istny wyzysk. Ale jedno moge nazwac pozytywem, mam 27 lat i nie chce juz tak dluzej zyc, bo nie sprawia mi to zadnej frajdy. Cierpie na permanentny brak czasu. Chce sie uwolnic od etatu i znalezc sposob na siebie. Etat wypiera nam mozgi po czesci, gdyz moze przyczyniac sie do tego, ze zaczynamy rezygnowac z siebie. Ja zaczelam baczniej przygladac sie swojemu budzetowi, gdyz jak napisales im wiecej zarabiamy, tym atomatycznie wiecej wydajemy. Ja zaczelam oszczedzac i staram sie robic przemyslane zakupy. Moim marzeniem jest zakup vana i podrozowanie nim w rozne zakatki Europy, a moze i dalej 🙂 Etat wysysa ze mnie energie, ktora moglabym spozytkowac na nauke jezykow obcych, poznawanie nowych ludzi, czy lepsze poznawanie samej siebie (chyba najwazniejsze).
Chcialabym dojrzec do tej decyzji i umiec definitywnie zamknac ten rozdzial, lecz ciagle sie waham! (a czas ucieka)
Problemem jest, choc moze niekoniecznie chce uzyc to slowo, i przeszkoda na pewno jest to, ze nie wiem co chce robic w zyciu zawodowym. Studia i system szkolnictwa w Polsce (Europie) przygotowuja nas troche do dzialania jak trybiki napedzajace ta cala machine, gdzie brak indywidualnosci.
Bardzo inspiruja mnie ludzie, ktorzy mysla i czuja podobnie. Chcialabym cos zmienic lecz za barzo nie wiem jak. Czy brakuje mi odwagi? Chyba troche tak. A moze w braku efektywnosci podjecia tej zmiany winne jest to ze zasiedzialam sie na etacie i ciezko mi opuscic swoja strefe komfortu?
Jakbym czytała o sobie! Człowieku, otworzyłeś mi oczy. W 100% się z tobą zgadzam!